Koniec roku to dobry czas aby podsumować swoje kinowe doświadczenia. Wybrałem dziesięć tytułów, które widziałem w tym roku, a które zrobiły na mnie duże wrażenie. Jedynie część z nich to tegoroczne nowości, po prostu przyszedł właściwy czas, aby je obejrzeć.

źródło: Wikipedia
Co zrobić, gdy wszystko, czego cię uczono zupełnie nie pasuje do sytuacji, w którą zostajesz wrzucony? Jak zachować nadzieję w sens, gdy rozumiesz, że twoja wiara w walkę dobra ze złem okazała się mrzonką w sytuacji, gdy nie sposób odróżnić wroga od przyjaciela? Z tymi pytaniami musi się zmierzyć młoda agentka FBI Kate Mecer. Gdy przychodzi się jej zmierzyć z realiami narkobiznesu, przeżywa szok. Jak odnaleźć się w świecie, gdzie jedyne wartości to zysk i zemsta, a ludzkie życie nie znaczy zupełnie nic? Denis Villeneuve stworzył bezlitosny, ponury, jednak niezwykle prawdziwy obraz, który realizmem dorównuje prozie McCarthego i pozostaje na zawsze w pamięci. To nie jest film dla ludzi o słabych nerwach, ale zdecydowanie dla tych, którym bliska jest prawda.

źródło: Filmweb
„McImperium” to zdecydowanie numer jeden w kategorii najgorszego tłumaczenia roku, nie zmienia to jednak faktu, że jest to film wart obejrzenia. Owszem, nie jest to obraz przełomowy, jednak nie taki miał być w założeniu. Przede wszystkim jest to dobrze zrealizowany i zagrany film, który pokazuje w jaki sposób zmienia się Ameryka, a w ślad za nią cały świat. To zderzenie małej przedsiębiorczości z powstającym korporacyjnym porządkiem. System franczyzowy to dobra metafora przejścia od jednostki do masowego społeczeństwa, jak również rezygnację z jakości na rzecz ilości. Porażka braci McDonald to przede wszystkim porażka ideałów sprawiedliwości i ciężkiej pracy na rzecz sprytu i przebojowości. Film pokazuje smutną prawdę naszych czasów, a mianowicie nikt nie wygra z tym, kto ma kapitał, dobrego prawnika i ogarnięty jest żądzą posiadania. Wielka pochwała dla Amerykanów, że kręcą takie filmy i żal, że nie ma u nas na horyzoncie niczego podobnego. Z chęcią obejrzałbym film o podobnych historiach z czasów dzikiej prywatyzacji.

źródło: Filmweb
„Gdy brakuje ci odwagi, idź po nią” – pisała Emily Dickinson. Gdy życie Cheryl Strayed legło w gruzach, wzięła te słowa do serca i wprowadziła w życie, odbywając samotną pieszą wędrówkę szlakiem Grzbiety Pacyficznego. Na bazie jej przeżyć postała książka, którą zekranizował Jean Marc Vallée. „Dzika droga” to powolny, refleksyjny film, bez wielkich zwrotów akcji. Zamiast tego otrzymujemy masę flashbacków, ponieważ ta wędrówka to przede wszystkim zmierzenie się głównej bohaterki ze swoją przeszłością i próba wybaczenia samej sobie. Piękna nostalgiczna muzyka, zachwycające krajobrazy dzikiej Ameryki i świetna gra aktorska wzruszają, zostają na długo i zmuszają do zadania sobie ważnych pytań. Czego żałuję i dlaczego oraz o co mam do siebie żal? Lekcja, jaką daje ten film jest prosta. Najważniejsza droga w życiu to zawsze droga do samego siebie.

źródło: Filmweb
Czy rzeczywiście może wylądować na ulicy? Pech, gorszy okres, wpadnięcie w nałóg, niemożliwy do spłacenia dług – jest wiele dróg, których metą jest bezdomność. Jak podźwignąć się z całkowitego upadku? Czy można zachować dumę i ambicję nie mając zupełnie nic oraz będąc wyrzutkiem w oczach społeczeństwa? Na te i wiele innych pytań stara się odpowiedzieć „Boisko bezdomnych”. Dobra obsada i ciekawy scenariusz daje bardzo dobre połączenie, dzięki któremu otrzymujemy film, który zapewnia cały wachlarz emocji, jeden z tych, na których człowiek się pośmieje i popłacze, ale również pomyśli swoje. Swoje, czyli zada sobie dwa istotnie pytania: czy to mógłbym być ja i jak bym się w takiej sytuacji zachował?

źródło: Filmweb
W pewne umysły nie sposób zajrzeć, jednak pośrednio staje się to możliwe, gdy osoba o niezwykłej wrażliwości znajdzie formę jej ekspresji. Ten stary jak świat przepis na życia dla outsidera jest bazą dla tego filmu. Serafina to podstarzała, infantylna kobieta, którą mało kto traktuje poważnie, również zważywszy na profesję, którą wykonuje. Z coraz większym trudem sprząta i gotuje dla obcych ludzi i mało kto wie, że chociaż pada po pracy ze zmęczenia, nieustannie maluje. Los chciał, że jednym z jej klientów zostaje wybitny znawca sztuki, który odkrywa jej talent i tak rodzi się ich relacja. „Serafina” to spokojny, ale bardzo klimatyczny film, z bardzo dobrymi kreacjami i fantastyczną muzyką. Dobrze pokazuje on paradoks outsidera, który ma trudności z ogarnianiem podstawowych społecznych zachowań, zaś w procesie tworzenia staje się równy bogu – rzecz bardzo częsta w przypadku malarzy. Ten film uczy nas przede wszystkim tego, aby takich ludzi nie odrzucać, gdyż są zdolni do niezwykłych rzeczy.

źródło: imdb.pl
Klasyczny western ma się dobrze i wcale nie umarł. To musiało być hasło przewodnie Craiga Zahlera i naprawdę trudno uwierzyć, że jest to jego debiut. Po części dobry intrygujący scenariusz. Po części doborowa obsada. A do tego świetne zdjęcia i zagadka, która intryguje od samego początku. Dużą rolę odgrywa również fakt, że w dużej mierze to film drogi. Chociaż film pełen jest długich ujęć, które wypełnia monotonny krajobraz pustyni, ma swój klimat, który w żaden sposób nie sprawia, aby był nudny. Jest w tym zasługa dobrych dialogów oraz częstych zwrotów akcji. Jeśli potrzebny ci film, który pozwoli ci się rozerwać i poczuć ducha przygody, to jest to obraz dla ciebie.

źródło: Amazon
Gdybyśmy mieli znaleźć przeciwieństwo „Bone Tomahawk”, to z pewnością byłby nim „Slow West”. Chociaż mamy w nim podział na dobrych i złych, sypie się grad kul, są konie i kapelusze, nie ma w nim nic z klasycznego westernu. Są za to piękne zdjęcia, świetne dialogi i urzekająca zabawa konwencją. Nie jest to jednak zabawa prześmiewcza, przeciwnie – jest to swoisty hołd dla wszystkiego, co najlepsze dał nam ten gatunek. Podobnie, jak każdy dobry western, debiut Johna McLeana daje nam poczuć smak przygody, samotnej wędrówki, zmagania się z naturą i ducha konfrontacji, w których stawką jest życie. Podaje nam to w konwencji, która zachwyca od pierwszej sceny aż do końca.

źródło: Wikipedia
Nie oglądałem jedynki, dlatego obejrzałem ten film bez większych oczekiwań. Co otrzymałem w zamian? To, co daje nam dobra science fiction, czyli wizję świata, która na pozór wydaje się zupełnie nierealna, jednak praktycznie w każdej scenie możemy odnaleźć samych siebie. Szczególnie dzisiaj, gdy inteligentne hologramy z filmu nie robią na nas większego wrażenia, w końcu reklamy kontekstowe robią już praktycznie co samo. Nie sposób nie zauważyć, jak bardzo proroczy byli autorzy fantastyki. Społeczeństwa mające najnowszą technologię, jednak wyprane z emocji i poddane pełnej inwigilacji to wizja coraz bardziej realna. Dlatego też pytanie o człowieczeństwo, które stawia monumentalny obraz Villeneuva staje się tym bardziej aktualne.

źródło: Filmweb
Stawiam ten film w jednym rzędzie z opisanym wyżej „Sicario” oraz „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Powstaje w ten sposób krwawa trylogia pogranicza. Twarda, surowa kraina faworyzuje tylko i wyłącznie takich ludzi, zdają się mówić wszystkie trzy filmy, chociaż nie jest tak do końca, gdyż „Aż do piekła” jest wyjątkiem, ponieważ kończy się połowicznym sukcesem głównego bohatera, jednak wiemy, że nie jest to koniec ostateczny. Każdy z tych filmów pokazuje nam, że wciąż jest wiele miejsc, gdzie wciąż najważniejsza jest pierwotna siła przetrwania, do której niezbędny jest dobrze naoliwiony gnat i nieważne jak byśmy się nie starali, nic i nikt tego nie zmieni. Po prostu ta piaszczysta kraina jest wiecznie spragniona krwi i nic poza nią nie zdoła jej zaspokoić. Każdy, kto tego nie rozumie i nie akceptuje, pada jej ofiarą.

źródło: Filmweb
Ostatni film w zestawieniu to jeden z tych obrazów, po obejrzeniu którego myślisz sobie, piękna historia, ale to nie mogło wydarzyć się naprawdę, po czym okazuje się, że… tak właśnie było. Życiorys Johnego Casha z pewnością należał do tych, które najlepiej można opisać słowem barwny, jednak jest to przede wszystkim historia mężczyzny o bardzo głębokiej ranie. Sława i wszystkie jej następstwa jedynie ją uwypukliły. Recepta, jaką daje nam film – czyli ratunkiem jest prawdziwa miłość – wydaje się być naiwna, jednak czy ktokolwiek znajdzie coś lepszego? Muzyka country, której nie trzeba kochać, jednak zawsze przyjemnie się jej słucha, doborowa gra aktorska i wreszcie przesłanie, że najlepsze scenariusze pisze samo życie to wystarczający powód, aby ten film obejrzeć, a scena w studiu nagrań pozostanie jedną z najlepszych w historii nowoczesnego kina. Jeśli widziałeś jakiś wart uwagi film, to podziel się w komentarzu.