Możesz być kim tylko chcesz! Możesz przyciągnąć do swojego życia wszystko, co zapragniesz! Spraw by twoje wymarzone życie stało się rzeczywistością! Zaprojektuj swój świat! Zapewne usłyszałeś przynajmniej raz w życiu jedno z tych zdań. Jeśli tak, to na pewno zetknąłeś się z prawem przyciągania (PP). Zajmiemy się dzisiaj podstawowym błędem, który umyka wszystkim fanom PP.
Opisywałem PP w mojej pierwszej książce. W dużym skrócie głosi ono, że przyciągamy do swojego życia to, o czym myślimy. Jeśli będą to pozytywne myśli, będą nas spotykać dobre rzeczy, gorzej gdy nasze myśli będą negatywne. Twórcy PP – cała śmietanka amerykańskiego rynku rozwoju osobistego – podbudowują to cytatem Buddy o tym, że nasze życie jest tym, co zrobią z nim nasze myśli. Podstawowy błąd w samej koncepcji PP tkwi jednak w samej nazwie. Otóż nie ma czegoś takiego jak prawo przyciągania! Dlaczego? Zróbmy eksperyment: wstań teraz i podskocz. Wylądowałeś znów na ziemi? Stało się tak dlatego, że zadziałało prawo grawitacji. Świadczysz usługi? Zwiększ swoje ceny o 500% nie zmieniając nic w swojej ofercie, a z pewnością klienci przestaną u ciebie kupować. Dlaczego? Ponieważ tak działo prawo popytu i podaży. Wiesz już, do czego zmierzam?
Otóż prawo to coś, co działa dla każdego, to uniwersalna zasada, która traktuje wszystkich tak samo. Wyjątkiem są oczywiście te, w których dochodzi czynnik ludzki – jednostka dobrze znająca zasady prawa może je w sposób legalny lub też nie omijać. Jednak generalnie prawo nie jest czymś, co możemy zmienić. Dlaczego zatem spośród wielu ludzi, którzy stosują w życiu PP tylko nikła część zauważa pozytywne rezultaty? Ponieważ tak się po prostu dzieje – to kwestia przypadku, szczęścia, losu, czasem – co częste – efektu swoich starań. Mój dawny znajomy był wielkim fanem PP, tymczasem ja byłem w stanie racjonalnie wytłumaczyć jego efekty jako skutki jego działań. Wyobraź sobie – mówił – marzyłem o tym, aby poznać znanego trenera, pojechałem na konferencję i on tam akurat był! No cóż – odpowiadałem – to dość hermetyczne środowisko, bywacie w podobnych miejscach i w końcu go spotkałeś. Mi to wygląda na zwykły związek przyczynowo – skutkowy. To mu jednak nie wystarczało. No cóż, nie od dziś wiadomo, że ludzie widzą to, co chcą zobaczyć.
Ben Sherwood w książce Zasady przetrwania analizuje przypadki ludzi, którzy znaleźli się w skrajnych sytuacjach: jako więźniowie obozów jenieckich, ofiary zamachów, wypadków samochodowych itd. Fan PP stwierdziłby, że przyciągnęły one te sytuacje do swojego życia. Oczywiście jest to nieprawdą i do podobnego wniosku dochodzi autor: 80% sytuacji, jakie wydarzają się w naszym życiu, są poza naszą kontrolą, nie mamy na nie wpływu. Mamy jednak wpływ na to, jak zachowamy się w tych sytuacjach. Wszyscy cudowni ocaleni, których opisał, potrafili zachować zimną krew i mieli po prostu więcej szczęścia – przykładowo znajdywały się w tej części samolotu, która najmniej ucierpiała w momencie katastrofy.
Zatem pytanie czy PP działa jest bezzasadne, ponieważ nie ma żadnego prawa. Jest możliwość, zwiększone prawdopodobieństwo. Jeśli będę myślał o czymś przez dłuższy czas i czynił kroki w tym kierunku, to moje szanse na osiągnięcie celu są większe, jednak nie ma żadnej gwarancji, że zadziała jakiekolwiek prawo. Trzeba pamiętać o zwykłym rachunku prawdopodobieństwa. Czy osoba, która miała dwa wypadki jest gorszym kierowcą od tego, który nie miał żadnego? Nie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ta pierwsza przejechała w swoim życiu 300 tys. km, a ta druga 30 tys. Prawdopodobieństwo wypadku było zbyt małe, aby mu uległa. Do tego dochodzi czynnik, na który nie mamy wpływu: los, przypadek, siła wyższa. A temu, kto i tak odrzuca te argumenty i bezgranicznie wierzy w to, że sam w 100% kreuje swoją rzeczywistość radzę zajrzeć do słownika i przeczytać znaczenie słowa pokora.