Żyjemy w czasach ciągłej aktywności. Nie pamiętam już abym poskarżył się komuś, że mam za dużo wolnego czasu albo że nie mam nic do roboty. Nasz czas wypełniają coraz to nowe czynności, a gdy trafia się w końcu jakieś wolne popołudnie, wypadałoby je zaplanować. Tylko czy aby na pewno jest to dobry pomysł? Ta charakterystyczna dla korporacji chęć ciągłego planowania zapewne daje dobre efekty w wybranych dziedzinach życia, jednak stosowanie jej we wszystkich może dać nam opłakane skutki.
Ów nacisk na ciągłą aktywność karmi przede wszystkim nasz umysł, co nie jest niczym dziwnym. Każda korporacja polega na sile umysłu. Spontaniczność nie jest tu mile widziana, podobnie jak poleganie na przeczuciu czy intuicji. Świat korporacyjny to świat mierzalny, policzalny i zaplanowany w każdym najdrobniejszym szczególe. Podobnie jest w naszym codziennym życiu, gdzie otaczająca nas technologia za wszelką cenę walczy z ciszą.
Współczesny człowiek nie ma szans doświadczyć ciszy, o ile sam o to nie zadba. Problem polega na tym, że dostaliśmy narzędzia, ale nikt nie nauczył nas ich z głową używać. Tymczasem poprzez ich nadużywanie brakuje odwagi, aby raz na jakiś czas po prostu pobyć całkowicie offline i przypomnieć sobie, jak to jest być po prostu z samym sobą. Bez reklam, bez muzyki, bez Facebooka. Usłyszeć na powrót ciszę i pozwolić, aby choć przez chwilę nakarmić swoją duszę, a nie umysł. Obecnie gdy dopadnie nas cisza, czujemy się bardzo nieswojo, chociaż kilkanaście lat temu była czymś naturalnym.
Najtrudniejsza walka, jaką musi stoczyć współczesny człowiek to tym samym nie walka z Big Pharmną, Nowym Porządkiem Świata czy patriarchatem. To umiejętność dostrzeżenia tego, że w tym świecie pełnym pozornego dostatku brakuje esencji życia. Bez tego kluczowego składnika jesteśmy niczym stado prowadzone na rzeź.