Szczęście to bardzo specyficzny temat. Trudno go zdefiniować, a co dopiero znaleźć przepis. Są tacy, którzy twierdzą, że znają receptę na szczęście, które zadziała dla każdego. To dopiero optymizm! Jak zauważył Nietzsche, jednostce nie wolno dawać żadnych rad i recept jak być szczęśliwy – musi to odkryć sama. Zatem jedyny sens polega na tym, aby dzielić się swoim doświadczeniem.
Podoba mi się określenie, którego używa Mihaly Csikszentmihalyi mówić o stanie optymalnego doświadczenia. Optymalny to właśnie to słowo. Chodzi więc o stan maksymalnej wydajności bez ponadprzeciętnego starania się. Co to oznacza w praktyce? Po pierwsze, przyjęcie postawy akceptacji, jednak nie może to być bierna postawa. Akceptacja to głębokie tak powiedziane światu, które wynika z zachwytu istnienia. Człowiek potrzebuje więc pozbyć się postawy roszczeniowej.
Druga rzecz to działanie. Niekoniecznie musi to być realizowanie jakiegoś wielkiego działa. Może to być czyste bycie, w którym jest jednak głęboka uważność . Potrzebna nam wewnętrzna siła, która cechuje mistrzów zen – dzięki której nie uciekamy od świata, ale w nim jesteśmy.
Ostatnią częścią jest zgoda. Tutaj sięgamy po stoicką postawę przyjmowania tego, co nam gotuje lost. Stoicyzm to nie bierność i łamanie się pod wpływem przeciwności losu. To akceptacja, po której następuje działanie. Cały ten proces nie jest łatwy, do tego ciągle się zmienia. Najlepiej opisał to literacko Michał Cichy w książce o znaczącym tytule „Pozwól rzece płynąć”:
Być we świecie na prawach przedmiotu. Być uczestnikiem, a nie sędzią. Być jednym z mnogości, nie odróżniać się. Umysł odpuszcza kontrolę nad światem i po prostu uczestniczy. Nie myśli o tym, czego doświadcza. Pozwala zmianom płynąć. Można to nazwać stanem łaski, ale kiedy się w tym stanie jest, nie nazywa się go w ogóle.