To zawsze trochę dziwny moment, gdy kończy się pisać książkę. W tym przypadku było to jeszcze trudniejsze niż zwykle, bo dotychczas nadłużej pisałem „Zapiski inteligenta” – trwało to ponad pół roku. W przypadku tej książki było to ponad 1,5 roku. Nie będę mówił, o czym ona jest, bo jeszcze jest na to za wcześnie. Podzielę się tylko najważniejszymi wnioskami z samego pisania.
1.) Pisanie to najłatwiejszy element pracy twórczej. Praca nad tą książką potwierdziła te słowa. Research, obmyślanie poszczególnych rozdziałów i praca nad sylwetkami poszczególnych postaci były cholernie czasochłonne. Samo uderzanie w klawiaturę było proste i przyjemne. Problem polega na tym, że mało kto z najbliższego otoczenia to rozumie i najtrudniejsze w całym procesie jest znalezienie czasu na to wszystko, co poprzedza właściwie pisanie.
2.) Koniec uniesień. Mogłem zacząć pisać przynajmniej 6 miesięcy wcześniej, ale ciągle znajdowałem jakieś wymówki. Gdy w końcu napisałem pierwszy rozdział, nie poczułem uniesienia i w sumie tak było przez większość czasu. Początkowo mnie to martwiło, dopiero potem pogodziłem się z tym, że w większości jest to dość rzemieślnicza praca, która – owszem – daje satysfakcję i jest warta trudu, natomiast daleko jej do stanu flow.
3.) Niemożliwe nie istnieje? Wiem, że wiele razy krytykowałem myślenie życzeniowe typy zawsze i wszędzie możesz wszystko i w tej kwestii nic się nie zmieniło. Jednak dzisiaj widzę, jak często dawałem zamykać się w określonym szablonie. Ja i powieść? Nigdy w życiu. Gdy skończyłem „Zapiski…”, wciąż miałem wątpliwości, bo jestem świadom wielu braków, które ma ta książka, poza tym tyle się męczyłem, by ostatecznie osiągnąć marne 188 tysięcy znaków. Książka, którą skończyłem ma 578 tysięcy i nie chodzi o to, aby iść na ilość, natomiast jeszcze dwa lata temu nigdy nie uwierzyłbym, że jest to dla mnie osiągalne. Dlatego nie tyle zawsze i wszędzie możesz wszystko, ale zawsze warto spróbować i zobaczyć, co się stanie.
4.) Pisze się dla siebie. Dzisiaj zgodzę się z Cioranem, że nie wolno myśleć o czytelniku podczas pisania. Zarówno dla niego jak i dla mnie pisanie jest przede wszystkim narzędziem terpeutycznym, głośną i burzliwą rozmową z samym sobą. Jeśli ktoś z tego skorzysta, bardzo dobrze. Jeśli nie, to też dobrze. Teraz, gdy nie traktuję już pisania tak śmiertelnie poważnie, jest o wiele prościej i efektywniej.
5.) Co dalej? Jak pisałem wcześniej, ta książka jest cholernie obszerna, więc teraz czeka mnie kilka miesięcy pracy nad tekstem, a co będzi dalej, tego sam nie wiem. Zobaczymy, czy znajdę dobrego wydawcę, a jeśli nie, to może opublikuję ją w sieci. Pożyjemy, zobaczymy, czuję jednak że tym razem pójdzie to lepiej niż wcześniej. Trzymajcie kciuki.