„Próżność jest tak zakorzeniona w sercu człowieka, iż żołdak, cham, kuchta, tragarz chełpią się i chcą, aby ich podziwiano. Filozofowie nawet pragną tego; a ci, którzy piszą przeciw temu, chcą mieć tę chwałę, że dobrze napisali; i ci, którzy ich czytają, chcą mieć chwałę, że ich czytali; i ja, który piszę, mam może to pragnienie; i może ci, którzy będą to czytać…”
Te słowa Pascala nic nie tracą na swojej aktualności – wręcz przeciwnie. Chociaż nieraz spotykam się ze stwierdzeniem, że ludzie się dzisiaj budzą i stają bardziej świadomi, to sam mam przeciwne zdanie. Ludzka zdolność do refleksji, formułowania własnych poglądów jest coraz słabsza. Jest tak słaba, ponieważ łatwo jest ulec autorytetom, reklamom i mediom, które regularnie wtłaczają nam do głów, co jest dobre, a co złe, zapominając o tym, że to indywidualna sprawa każdego człowieka. I tutaj dochodzi czynnik próżności.
Trudno o lepszy poligon doświadczalny dla próżności niż social media. Ileż razy człowiek odczuwa zawód, gdy zdjęcie czy film, który tam wrzuca nie spotyka się z aprobatą, choć to jeszcze nie najgorszy scenariusz. Katastrofa to brak reakcji. W tym sensie social media to prawdziwy festiwal próżności. Pozostaje zadać sobie pytanie, co to w zasadzie oznacza? Czy człowiek powinien piętnować w sobie cechę, którą ma przecież od dziecka? W końcu nawet dziecko, które tak często uchodzi za wzór niewinności, cały czas zabiega o uwagę otoczenia i chce być podziwiane?
Warto odpowiedzieć sobie na pytanie, co zabiera nam próżność. Łatwo odpowiedzieć, co daje nam uwaga i podziw otoczenia, jednak rzadko kiedy człowiek zastanawia się nad tym, co traci przez taką postawę. Gdy zaczynam uzależniać swoje samopoczucie od uwagi otoczenia, z pewnością jego wolność na tym cierpi. Również zaangażowana postawa, jakiej wymaga uzyskiwanie uwagi, sprawia, że gubi szerszą perspektywę. Najlepszą metaforę daje nam Tao te Ching, które konfrontuje siłę dużej, ale spokojnej i cichej rzeki z hałaśliwym strumieniem. Duża rzeka nie zabiegając o swoją uwagę posiada ją w największym stopniu, bo to ją zasilają głośne strumienie. Mówiąc wprost, im mniej starasz się zaimponować, tym bardziej imponujący jesteś.
Nie ma się jednak co łudzić, że nasza kultura, w której podziw i uwaga zawsze były jedną na najbardziej pożądanych wartości kiedyś się zmieni. Jeśli jednak – od czasu do czasu – nauczymy się żyć równie cicho, niezauważenie, a jednocześnie pewnie i silnie, to będzie to dość, aby zrobić różnicę.