Lata 1550 – 1700 w Europie to tak zwana Mała Epoka Lodowcowa. Zdarzały się wtedy zjawiska zupełnie niespotykane. Najbardziej znanym przykładem jest zamarznięcie wód Morza Bałtyckiego. Innym ewenementem były ogromne gradobicia, po których na zniszczonych polach zalegały metrowe warstwy białego gradu wielkości kurzych jaj. Zaraz po tych wydarzeniach odbyły się dociekania i szukanie winnych. Zaledwie po jednym takim gradobiciu z 1562 roku spalono na stosie blisko dwa tysiące osób podejrzanych o czary. Zgodnie z ówczesną doktryną każdy kto wątpił w winę bogu ducha winnych ludzi mógł skończyć tak jak oni.
Minęło kilka wieków, a mechanizm szukania winnych jest wciąż żywy. Każda grupa społeczna szuka teraz winnego światowego kryzysu. Dla niektórych jest nim chiński rząd, który przez długi czas uciszał lekarzy alarmujących o zagrożeniu epidemią pod koniec zeszłego roku. Niektórzy wciąż przeklinają biednego Chińczyka, który ugotował tego cholernego nietoperza. A może winni temu są Żydzi? Albo spiskowe siły z Billem Gatesem na czele? Wybór jest naprawdę duży.
Trudno przyznać, że za skalę obecnego kryzysu odpowiadamy my sami. To my jesteśmy elementem ciągłego pędu za dwucyfrowym PKB. To my go tworzymy i konsumujemy, ponieważ paradoksem PKB jest to, że wciąż trzeba wydawać pieniądze, aby gospodarka rosła. Zamiast ograniczać, oszczędzać i inwestować musimy konsumować. Przejadamy planetę w przenośni jak również dosłownie.
To naprawdę nie jest najlepszy czas na szukanie winnych. To jednak świetny czas na drobne zmiany. Drobne, ponieważ system zbyt silnie przeniknął w nasze życie, abyśmy byli w stanie gruntownie zmienić jego styl. Jednak drobne zmiany, nieco więcej uważności i mniej pośpiechu mogą zdziałać o wiele więcej niż nam się wydaje.