Oglądając film promocyjny nowo powstałego ruchu Kultura Niepodległa, w którym słyszę hasło walki o kulturę, zaczynam po raz kolejny wątpić w zdrowy rozsądek. Cytując Georga Carlina, walka o wolność jest jak pieprzenie się w imię cnoty. Dokładnie tak samo jest z kulturą. Kulturę można jedynie tworzyć, a nie walczyć o nią.
Ruch artystów walczy o równy dostęp do zróżnicowanej i niezależnej kultury. Problem z tym, że taka kultura nigdy nie istniała. Wydawnictwa zawsze wydawały książki i płyty, które będą najlepszą odpowiedzią na panujące w społeczeństwie nastroje. To nie kultura je tworzyła, chociaż pomogła niektóre z nich zainspirować. Tym bardziej dzisiaj, gdy Facebook zastępuje kulturę coraz skuteczniej.
Sygnatariusze ruchu zapomnieli również o tym, że artyści nie zostali stworzeni po to, aby działać kolektywnie. Artysta to indywidualista i jedynie poprzez synergię tych indywidualności powstaje różnorodna kultura. Mówiąc inaczej, socjalizm i kolektywizm to nie jest droga artysty, a idea tego ruchu strasznie nimi trąci. Według twórców ruchu wszystko można prywatyzować i pozostawić wolnemu rynkowi, tylko nie sztukę. Dlaczego nie? Prawdziwy artysta musi wierzyć, że jego dzieło obroni się samo, jeśli nie w tym pokoleniu, to w kolejnym.
W całej sytuacji cieszy mnie, że kilku twórców, których naprawdę cenię, nie zaangażowało się w ten ruch. Cała ta sytuacja niech będzie dla twórców przestrogą, aby nie angażować się w tego typu ruchu. Moc sprawcza artysty to tworzenie dzieła, nic ponad to, tym bardziej, że wiele ruchów politycznych zaczynało swój byt właśnie jako stricte apolityczne. A artysta będzie zawsze najłatwiejszym obiektem manipulacji w rękach polityków, czego nie życzę, jednak co wcześniej czy później spotka twórców tego ruchu.