Ślicznie. Jakże to rzadko używane dzisiaj słowo! Dużo jest rzeczy ładnych, o wiele rzadziej używamy określenie piękne jednak nie pamiętam kiedy ostatni raz powiedziałem ślicznie, no może jeśli chodziło o jakiś dziecinny rysunek.
Taka refleksja przyszła mi do głowy czytając „Dzienniki” Edwarda Stachury. Stachura z kolei używa określenia ślicznie wyjątkowo często. Śliczny zachód, ślicznie pracowałem, śliczny krajobraz. Jest w jego zachwytach dużo dziecięcej naiwności, bo to określenie jest poniekąd dziecinne. Jednak tej dziecięcej radości bardzo często nam w codziennym dorosłym życiu brakuje i dopiero posiadanie własnego dziecka nam to uświadamia.
Ktoś może powiedzieć, że Stachura to nie jest idealny przykład człowieka, który afirmował życie – w końcu skończył je przedwcześnie w drugiej próbie samobójczej. Znając zasady dualizmu wiemy, że człowiek zdolny do odczuwania ogromnych pokładów piękna ma równą tendencję do pogrążania się w wielkiej rozpaczy. Tak było w jego przypadku. Stachura był skrajnym outsiderem, który nie zdołał pogodzić tkwiących w sobie sprzeczności, jednak potrafił cieszyć się życiem wyjątkowo. O ile outsider bardzo często szukając drogi do samego siebie zapomina o otaczającym go świecie, Stachura zawsze potrafił znaleźć w nim coś ślicznego. Cokolwiek można by powiedzieć o Stachurze to na pewno to, że dzięki tej postawie żył świadomie.