Duża rzesza pracujących Polaków po obejrzeniu Matrixa miała pełne prawo aby doznać uczucia deja vu i poczuć się zupełnie jak jego główny bohater. Neo żyje w świecie, którzy na pierwszy rzut oka wygląda zupełnie normalnie, jednak gdy przypatrzyć się bliżej, to nie sposób stwierdzić, że w tym obrazie są liczne pęknięcia i nieprawidłowości. Dokładnie tak samo wyglądało życie w Polsce praktycznie od czasów powstania III RP.
Poznajmy szarego człowieka…
Przeciętny Polak pracuje gdzieś w fabryce, bez większych perspektyw na znaczący awans. Nawet jeśli takie szanse są, oznacza to, że zamiast pracować 12 godzin dziennie za 2000 miesięcznie, jako kierownik będzie pracował 16 godzin za dwa razy tyle. Słaba perspektywa. Przeciętny Polak jeździ używanym 12 – letnim autem i wynajmuje mieszkanie lub spłata kredyt. Jednocześnie czyta on dane GUS – u o tym, że przeciętne wynagrodzenie w Polsce to prawie 4 tys. Widzi na drogach auta o wartości dziesięciokrotności swoich rocznych zarobków i powstające na przedmieściach rezydencje. Słyszał przez lata o tym, że Polska to zielona wyspa i przykład dla innych gospodarek regionu.
Skuszony reklamą nowego Infiniti zakłada firmę, jednak po roku działalności nie dość że nie wyszedł na jakikolwiek plus, to zaliczył stratę w wysokości 20 tys., ponieważ wszystko co zarobił, poszło na podatki i ZUS. I właśnie ten przeciętny Polak ma pełne prawo czuć się jak Neo i zapytać głośno: o co kurwa chodzi? Bo ja zapierdalałem 200 godzin miesięcznie i pod koniec miesiąca nie miałem już nic na koncie. Gdy zacząłem prowadzić firmę, było jeszcze gorzej. Dlaczego innym się powodzi, a mi nie?
Otóż innym wcale się lepiej nie powodzi. Owe mityczne niecałe 4 tys. zarabia około 1/3 pracujących Polaków. Dzieje się tak głównie na skutek zastosowanej metody statystycznej. Średnią krajową liczy się tylko wobec osób pracujących na umowę o pracę na pełen etat, a przeciętny Polak pracuje na zleceniu. Podobnie jest z prowadzeniem firmy. Czytając wywiady z prezesami wielkich firm i korporacji nikt nie usłyszy o tym, że większość z nich działa w strefach ekonomicznych i korzysta z różnorakich metod optymalizacji. Podatki? ZUS? Niech to płaci drobny przedsiębiorca.
A co z tymi drogimi autami i domami powstającymi jak grzyby po deszczu? Odpowiedź dali dawno temu Stanley i Danko w książce Sekrety amerykańskich milionerów. Jest to gruntowna analiza przeprowadzona wśród ludzi, którzy zgromadzili milion dolarów w gotówce. Badacze wysnuli ciekawe wnioski. Otóż amerykańscy milionerzy wcale nie jeżdżą nowymi autami, ale kupują najczęściej używane auta rodzinne. Z kolei 80% kierowców aut luksusowych to osoby zadłużone na znaczące kwoty. Czy zatem z polskimi milionerami rzecz wygląda podobnie? Czy za cały ten przepych odpowiada kredyt? Z dużym prawdopodobieństwem można uznać, że tak. Może to być jakimś pocieszeniem dla przeciętnego Polaka, który nie dorobił się wprawdzie wymarzonego Infiniti, ale nie ma również raty leasingowej do spłaty.
Klejnym pocieszeniem dla przeciętnego Polaka może być fakt, że nie jest sam. Napisany przez Jeffreya Sachsa na kolanie, w ciągu jednej nocy program transformacji gospodarczej Polski był kalką tego, co miało miejsce we wszystkich krajach Ameryki Południowej, Afryki i większości gospodarek Azji. Cechą szczególną wprowadzonych zmian jest postępujące rozwarstwienie materialne społeczeństwa. W 1980 r. w USA prezes korporacji zarabiał 43 razy tyle co pracownik, podczas gdy w 2005 r. było to już 411 razy więcej. Ale o szczegółach dowiesz się z kolejnego wpisu.