Tak, lubię błądzić. Myślę, że to właśnie nieustanna potrzeba błądzenia prowadziła mnie przez życie. Momenty, w których dokładnie wiedziałem, co chcę osiągnąć, nie budziły satysfakcji i poczucia szczęścia. Czy warto błądzić w życiu? Czy jest jakaś metoda błądzenia? Może to samo błądzenie jest metodą, a może wykracza poza metodę?
Punktem wyjścia niech będą słowa Steda:
Choć błądzić jest rzeczą ludzką, to w świecie nastawionym na cel i metodę, nie budzi ono pozytywnych skojarzeń. Przed oczyma staje osoba niepewna siebie, nieogarnięta, która nie wie czego chce w życiu. Tymczasem błądzić w życiu oznacza nie utracić tej dziecięcej ciekawości i pasji życia. Nie oznacza to, że cel nie jest ważny lub że nie należy go sobie stawiać. Jednak skąd wiedzieć, co powinno być celem, jeśli wcześniej nie ma odwagi się pobłądzić? Bez tego cel będzie tylko powielaniem istniejących schematów, a więc powinienem być bogaty, mieć piękną żonę, firmę itd. A może twoja droga jest zupełnie inna?
Umiejętne błądzenie to sprawdzanie nowych ścieżek z umysłem niesłychanie otwartym. Podczas gdy wszyscy wokół mają przygotowane gotowe odpowiedzi, ty masz jedynie pytania. Ale jest jedna rzecz trudniejsza od zadawania pytań. To akt największej odwagi, który nadaje błądzeniu ponadczasowy wymiar. To moment, gdy powiesz słowa, których nienawidzi świat zapatrzony w metodę. Te słowa to: nie wiem. Tak, rację miała Wisława Szymborska pisząc:
Jednak te właśnie te słowa dawały początek każdej wielkiej idei. Te słowa pozwalały powstawać największym dziełom. To w tym akcie, który dla twórców wydawał się frustracją, otrzymywali odpowiedź, co robić dalej. W każdym poszukiwaniu następuje taki moment, gdy pytań jest tak wiele, a wciąż nie ma odpowiedzi. Gdy masz odwagę to przyznać i nie zrobisz absolutnie nic, może się wydawać, że poniosłeś porażkę. Ale prawda będzie zupełnie inna. Moment, w którym powiedz sobie nie wiem i nie zrobisz nic ponadto to moment, w którym zrobisz wszystko.