Patriarchat musi upaść i jesteśmy właśnie świadkami jego upadku – możemy dowiedzieć się na kartach „Świadomej kobiecości” Marion Goodman. Jak trzeźwo zauważa, rozwiązaniem nie jest matriarchat, ale uwolnienie kobiecości. Potrzebna nam siła, która nie dąży do kontroli, która potrafi afirmować życie, której największą bronią jest miłość oraz kreacja. Jak ma się to do rzeczywistości?
Na początek trzeba odczarować trochę postrzeganie patriarchatu przez jego przeciwników, a szczególnie przeciwniczki. W realnym świecie mało który mężczyzna jest zwolennikiem tego systemu. Jak każdy system, służy on wąskiej grupie ludzi, którzy czerpią profity z władzy, którą dzierżą. Przeciętny mężczyzna wcale nie czuje się dobrze w systemie, w którym ciąży na nim coraz większa presja. Przepracowanie, stres, odpowiedzialność, nastawienie na rywalizację i niemal całkowite wyeliminowanie energii kobiecej, która odpowiada za kreatywność sprawiają, że to mężczyźni częściej umierają na zawał, kończą w nałogach, więzieniach i umierają młodziej niż kobiety.
Jeśli dodamy do tego proces zmian, jaki zachodzi w społeczeństwie, to sytuacja się komplikuje. Kobiety oczekują od współczesnego mężczyzny większej wrażliwości, mniejszego oddania pracy, tego aby spędzał więcej czasu z dzieckiem, co jest pozytywnym zjawiskiem, jednak nie chcą rezygnować z wysokiego poziomu życia. Mężczyzna żyje więc w dylemacie, bo zawsze czeka go wyrzut, że albo za dużo pracuje albo za mało zarabia.
Owszem, jesteśmy świadkami powolnego upadku patriarchatu, jednak rola świadka jest zdecydowanie nie wystarczająca. Musimy być uczestnikami, twórcami nowego porządku. Stare struktury się nie sprawdzają. Skoro połowa małżeństw kończy się rozwodem, to może lepszym wyjściem niż wychodzenie za mąż jest gruntowne przemyślenie sensu tej instytucji? Tak należy postąpić z każdym aspektem. Nie są nam potrzebne rady naszych rodziców, bo ich świat nie pasuje już do naszego. To trudne, ale niezbędne zadanie do wykonania.